Carrot
Właściciel
Dołączył: 05 Lut 2010
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:01, 19 Sie 2010 Temat postu: Teren by SHG |
|
|
Zostałam poproszona o zabranie w teren wałacha Carrot, Talizmana. Do stajni ‘Ahora’ zawitałam więc około godziny 9 z nadzieją, że konie nie zostały jeszcze wypuszczone na pastwisko. Moje nadzieje okazały się płonne, a ślicznego, karego wałacha dostrzegłam pod drzewkiem. Chcąc nie chcąc, udałam się do stajni po uwiąz i wyruszyłam na pastwisko. Wołaniem, cmokaniem i gwizdaniem zdobyłam szybko zainteresowanie wszystkich koni, poza niewzruszonym Talizmanem. Weszłam więc na pastwisko okrążona przez kilka koni i ruszyłam w stronę wałacha. Gdy podeszłam, ten leniwie otworzył oko, a gdy do kantara zapięłam mu uwiąz, raczył wstać i leniwie ruszyć za mną w kierunku wyjścia. Poszłam do koniowiązu przed stajnią, muskana rannymi promieniami słońca. Uwiązałam Talisia, po czym udałam się do siodlarni po jego rząd i szczotki. Znalazłam wszystko i przytargałam do wałacha. Nie był zbyt brudny, jak stwierdziłam. Wyczyściłam go więc szybko z jednej strony, ale nie zwróciłam uwagi, że drugą stroną leżał na pastwisku, i ta nie była znowuż taka czysta. Z westchnieniem zabrałam się za szczotkowanie wałacha i skończyłam po mniej więcej dwudziestu minutach. Na koniec wyczyściłam kopyta i zabrałam się do siodłania. Wałach, gdy założyłam mu siodło, grzebnął przednim kopytem w ziemi i leniwie machnął ogonem. Wkrótce był już gotowy do drogi. Wzięłam wodze do ręki, dopięłam popręg i wsiadłam na Talizmana. Poklepałam go po szyi i dałam mu sygnał do ruszenia. O dziwo, wałach nagle stał się nieco mniej apatyczny, chwycił wędzidło i ruszył żwawym stępem. Skierowałam go w kierunku ścieżki, którą poradziła mi Carrot. Po kilku minutach popędziłam wałacha do kłusa. Ten prychnął i ruszył żwawym, miękkim chodem. Strzemiona miałam ustawione wysoko, tak jak lubiłam, więc zrobiłam półsiad i uchwyciłam zgrabniej wodze Talizmana. W oddali zamajaczyło mi coś, co wyglądało na przeszkodę, dałam więc wałachowi sygnał do galopu. Biegł lekkim kenterem. Gdy przeszkoda zbliżyła się na tyle, by możliwe dla mnie było obliczenie odległości od niej, popędziłam nieco wałacha i po dwóch susach zgrabnie przeskoczyłam przeszkodę. Galopowałam jeszcze chwilę, a na horyzoncie zobaczyłam kolejną przeszkodę, kłodę z wodą zdaje się. Rozochocona popędziłam konia w jej stronę, a Talizman posłusznie przeskoczył, rozbryzgując stojącą wodę. Dałam mu sygnał wodzą do zwolnienia i przeszłam do kłusa, a po chwili do stępa. Wydawało mi się, że słyszę szum wody, więc skręciłam, zbaczając nieco ze ścieżki, w stronę, z której wydawało mi się, że owy szum dochodził. Nie myliłam się i po chwili znalazłam się nad niewielką rzeczką, lub jak kto woli, dużym strumieniem. Talizman ochoczo wyciągnął szyję w kierunku bieżącej wody. Dałam mu się napić, a sama zeskoczyłam na chwilę z siodła i chlusnęłam w twarz zimną wodą. Usiadłam z powrotem na konia i pokłusowałam w kierunku ścieżki. Popędziłam wałacha do kentera i stanęłam w strzemionach w półsiadzie. Przeskoczyliśmy po drodze jeszcze kilka przeszkód, jakie napotkaliśmy. Planowane na trasie, jak kłody z grzebieniem i płotki, oraz jedną zdaje się nieplanowaną, albowiem była ona zwaloną gałęzią jakiegoś, bliżej nieznanego mi z nazwy, drzewa. Po dziesięciu minutach kenteru wałach zaczął lekko pochrapywać. Zwolniłam więc do stępa i zadowoliłam się podziwianiem widoków jakie oferowały mi ścieżki ‘WSR Ahora’. Poklepałam wałacha po szyi, a ten w odpowiedzi prychnął i machnął ogonem. W końcu dojechaliśmy do polanki, przez którą prowadziła ścieżka. Wałach już trochę odpoczął, więc uznałam, że mogę sobie pozwolić na te kilka minut ekstremalnej przyjemności. Popędziłam wałacha do kłusa, następnie do galopu, a gdy już wyjechaliśmy całkiem na ową polanę, dałam mu mocną łydkę i krzykiem popędziłam go do cwału. Wałach, początkowo nieco wystraszony takim obrotem sprawy, przysiadł na zadzie, ale wkrótce pocwałował po szerokiej dróżce. Przylgnęłam do jego szyi i zaczęłam go nieco bardziej popędzać. Wkrótce, jako że Talizman to nie koń wyścigowy ani rajdowy, zwolniłam. Wkrótce lekko kłusowaliśmy po skręcającej ostro w lewo, z powrotem do lasu, ścieżce. To musiała być już połowa trasy. Dotknęłam szyi wałacha, ze zdziwieniem stwierdzając, że jest ona tylko nieco wilgotna. Po tak szalonym cwale dałabym głowę, że powinien być bardziej mokry. Zadowolona, jechałam dalej ścieżką, teraz już stępem. Carrot mówiła, że na trasie jest 6 niskich przeszkód terenowych. Minęliśmy już pięć, więc ta musiała być ostatnia. Znów popędziłam wałacha do galopu i ruszyłam krętą ścieżką w stronę przeszkody. Skoczyliśmy, przeczesując ‘grzebień’, i galopowaliśmy jeszcze kawałek. Trasa była średnio przeznaczona na godzinę piętnaście. Jechaliśmy już około 55 minut, a tempo mieliśmy dość dobre, więc zwolniłam do kłusa. Teraz anglezowałam, zmęczona i wyraźnie spocona. Wkrótce, chcąc sprawdzić, jak wałach działa na pomoce, popędziłam go do galopu i po dwóch susach mocno pociągnęłam za wodze. Talizman wrył przednie kopyta w podłoże i nieco przysiadł na zadzie. Zatrzymał się.
-Dobry konik! – powiedziałam, klepiąc go po szyi. Popędziłam go do stępa. Jechaliśmy jakieś 15 minut tymże chodem, gdy zauważyłam pierwsze zabudowania. Taliś był już prawie suchy. Po przyjeździe z powrotem do stajni, zeszłam i zdjęłam wałąchowi ogłowie, zakładając kantar. Ten, znów nieco niemrawy, leniwie machał ogonem i patrzył w stronę koni na pastwisku. Choć może w stronę swojej jabłonki. Zdjęłam mu siodło i ochraniacze. Był nieco przypocony pod czaprakiem, ale ogólnie nie był mokry. Znalazłszy słomę, przetarłam nią talizmana. Po stwierdzeniu, że nigdzie nie jest już mokry, a jedynie prawie nienamacalnie wilgotny, odwiązałam go i poszłam w stronę pastwiska. Dwie klacze podbiegły do nas z braku lepszej roboty, leniwie mnie obwą[CENZURA]ąc. Otworzyłam bramkę, zagradzając jednej, bardzo pragnącej wyjść, drogę, i wpuściłam Talizmana na pastwisko. Ten, podobnie jak przewidziałam, udał się w kierunku swojego drzewka, skubnął trochę trawy i praktycznie od razu się położył. Zamknęłam bramkę, kręcąc głową z uśmiechem pod nosem. Śmieszny to koń, Talizman.
Post został pochwalony 0 razy
|
|