Karuchna
Pensjonariusz
Dołączył: 28 Sie 2010
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:00, 11 Lis 2010 Temat postu: Przygotowanie do ZT - punkt 2: ocena pod jeźdźcem |
|
|
Postanowiłam w końcu potrenować z Wezuwiuszem, którego trzeba dobrze przygotować do ZT, a ponieważ skoki nie są moją wielką miłością wybrałam to co najbliższe memu sercu.
Przyjechałam do Ahory dosyć wcześnie, dobrze się złożyło ponieważ podziwianie zmian, które zaszły mi po remoncie zajęło trochę czasu. Potem udałam się po sprzęt Weza, a w końcu - do głównego zainteresowanego, który przebywał w boksie. Gdy weszłam do stajni, Wezuwiusz akurat wyglądał na korytarz, więc od progu mogliśmy się przywitać Ogier dawno mnie nie widział, więc nie zareagował bardzo entuzjastycznie, ale sprawiał wrażenie, że cieszy się z mojego widoku.
Wyprowadziłam go przed stajnię i zaczęłam się rozglądać za jakimś bezpiecznym miejscem do uwiązania go. Gdy takie znalazłam zabrałam się do czyszczenia. Wezu zaczął się wiercić, ale stanowczo go napomniałam co ograniczyło jego nadpobudliwość. Dokładnie wyczyściłam wszelkie zaklejki, szczególną uwagę zwróciłam też na kopyta. Odkryłam również wspaniały kołtun w ogonie, co bardzo mnie zadziwiło, bo przecież dziewczyny regularnie Weza czyściły, ale widocznie gniady jest uzdolniony nie tylko w dziedzinie skoków.
Osiodłałam i okiełznałam Weza po czym zabrałam go na halę. Dociągnęłam popręg, jeszcze raz sprawdziłam czy wszystko jest jak należy, wyregulowałam wstępnie strzemiona i wsiadłam. Wezu czekał cierpliwie na sygnał do ruszenia, pogłaskałam go po szyi i poprosiłam o stęp. Na początek dałam mu dosyć długą wodzę, skierowaliśmy się na ślad. Starałam się wczuć w ogiera, sprawiał wrażenie odprężonego i chętnego do współpracy, szedł energicznie, ale nie nerwowo. Poprosiłam go o kilka wolt, by zobaczyć jak będzie się zachowywał na zakrętach. Ładnie się wyginał i nie miał problemów z równowagą, co napawało mnie optymizmem co do dzisiejszej jazdy.
Przeszliśmy do podręcznikowego stępa roboczego i pokonaliśmy jedną rundę wokół ujeżdżalni, po której zmieniliśmy kierunek stępem swobodnym i powtórzyliśmy to samo na drugą rękę. Wezu szedł na kontakcie, co prawda wymagał dosyć wyraźnych pomocy, ale reagował na nie bez zastrzeżeń.
Następnym ćwiczeniem było przejście przez cavaletti, które miałam już wcześniej naszykowane. Tutaj Wezu nie bardzo się przyłożył, przyzwyczajony do pokonywania większych przeszkód zupełnie olał cavaletki. Nie poddałam się i jeszcze raz naprowadziłam go na drągi, tym razem mocniej popychając go dosiadem i bardziej pilnując impulsu. Było lepiej, ale nadal nie na jego poziomie. Pochwaliłam go po czym podjęłam jeszcze jedną próbę, której rezultat zupełnie mnie zadowolił, a następnie zarządziłam chwilę przerwy na długiej wodzy jako nagrodę.
Przeszliśmy do kłusa roboczego i ćwiczenia kolejnego z wymaganych elementów - wężyków na długiej ścianie. Początkowo gniady trochę się irytował, sprawiał wrażenie jakby plątały mu się trochę nogi, więc przeszłam do stępa i przekonałam go, że to nic skomplikowanego. Gdy już się uspokoił ponownie spróbowaliśmy w szybszym tempie i wyszło to przyzwoicie. Uznałam, że lepiej dzisiaj za bardzo się nad tym elementem nie zatrzymywać, żeby Weza nie zniechęcić. Następnym ćwiczeniem było skracanie i wydłużanie wykroku w kłusie. To drugie jest specjalnością Weza, więc ćwiczenie wypadło całkiem nieźle, mogłam je szybko zmodyfikować na wymagane, czyli zmianę kierunku w kłusie z wydłużonym wykrokiem. Wezu świetnie sobie radził, wydłużał wykrok nie zmieniając tempa, ale zaczął się trochę opierać przy tym na wędzidle. Sprawdziłam, czy przypadkiem nie trzymam wodzy za krótko i okazało się, że faktycznie znowu robię swój ulubiony błąd. Po jego skorygowaniu problem z napieraniem na wędzidło nie powtórzył się. Ostatnim ćwiczeniem w kłusie był przejazd przez cavaletti, wiedziona doświadczeniami w stepie od razu mocniej zmotywowałam Weza do pracy łydkami i dosiadem, co pozwoliło nam osiągnąć niezły efekt. Pochwaliłam gniadego wylewnie i sprowadziła do stępa. Po chwili zatrzymałam go i odliczyłam w myślach do pięciu. Przy "trzy" zaczął się wiercić, więc napomniałam go głosem, ruszyłam stępem i po chwili powtórzyłam ćwiczenie. Po kilku próbach zrozumiał, że ma stać bez ruchu i mogliśmy przejść do pracy nad galopem. Zaczęliśmy w najbliższym narożniku. Zagalopowanie z prawej nogi wyszło nam nieco zbyt... energicznie. Skłoniłam Weza do zredukowania tempa, po czym skierowałam go na koło (na połówce ujeżdżalni). Zachował ładny impuls i równowagę, w końcu trochę już w swoim życiu na kole pogalopował. Po chwili zmieniliśmy koła i zaszczyciliśmy swoją obecnością drugą połówkę placu. Zmieniliśmy kierunek po przekątnej, przechodząc do kłusa i w narożniku poprosiłam o galop z lewej nogi. Tym razem Wezu nie załączył turboprędkości, za co byłam niewymownie wdzięczna. Powtórzyliśmy manewry na kołach, które okazały się być dla niego proste, po czym przeszliśmy do stępa swobodnego. Rozstępowałam go solidnie, po czym odprowadziłam przed stajnię, uwolniłam od sprzętu i odstawiłam na pastwisko.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Karuchna dnia Wto 13:20, 03 Maj 2011, w całości zmieniany 10 razy
|
|