Deidre
Pensjonariusz
Dołączył: 28 Sie 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:54, 28 Sie 2010 Temat postu: Zakład Treningowy [SC] |
|
|
W wieku 7 lat Wezuwiusz został wysłany przez MissK w dwuletni trening do sławnego ośrodka znajdującego się w Niemczech. Rysualka nie miała dla niego wystarczająco dużo czasu, a nie chciała, aby się marnował. Ogier chodził wtedy skoki kl. P oraz ujeżdżenie kl. L, z powodzeniem startował także w WKKW kl. L. Po powrocie wiele się zmieniło... Jednak, zacznijmy od początku.
Przez pierwsze miesiące z Wezuwiuszem w zakładzie mieli istne piekło. Ogier nie potrafił się za klimatyzować, był narowisty i pracę z nim zaczynali praktycznie od samego początku.
Po 3 pierwszych miesiącach udało im się wystartować na Wezuwiuszu w konkursie skoków o wysokości 110 cm. "Diabeł", bo tak go nazywali w zakładzie, wygrał. Stwierdzono, że trzeba z nim piąć się coraz wyżej.
Wezuwiusza na parkurach nie było widać przez jakieś pół roku. Trenowali ciężko, aczkolwiek z umiarem, dając mu co jakiś czas tydzień odpoczynku. W między czasie pojechali na nim parę razy skoki kl. N i ujeżdżenie kl. L oraz P. Jednak Wezuwiusz miał zadatki na więcej... Chciał więcej.
Po pierwszym roku treningu Wezuwiusz złapał kontuzję. Był wykluczony całkowicie ze sportu na miesiąc. Potem, zaczynając pracę nie było już tak kolorowo. Znowu kilka razy konkursy 110 cm, raz czy dwa 120 cm i ujeżdżenie. I znowu 3 ostatnie miesiące treningu jakie pozostały. Tydzień przed tym, jak miałam przyjechać odebrać Wezuwiusza pojechał swoje pierwsze C. Wygrał...
Dzień był słoneczny. Jechałam już kilka dobrych godzin, byłam zmęczona. Mój samochód ciągnął trailer na 2 konie. Ziewnęłam i przetarłam sobie oczy. Kiedy je otworzyłam, na horyzoncie pojawiła się brama z szyldem, nieznajomym, aczkolwiek wiedziałam, że to już tu. Miałam po 3 latach zobaczyć swojego dwa konie - Wezuwiusza i Flaminga. Dodałam gazu...
Kiedy wysiadłam z auta i przywitałam się z kierownikiem, od razu poleciałam do wskazanych boksów. Zatrzymałam się i stanęłam jak wryta. To niemożliwe... Przed moimi oczami stały dwa, wysportowane konie, o cudownym sylwetkach, błyszczącej się w słońcu sierści i tych samych wdzięcznych pyskach, jakie pamiętałam zawsze.
Kiedy nacieszyłam się tą dwójką, zapakowałam je z pomocą stajennych do przyczepy. Podziękowałam trenerom, dostałam od nich kilka wskazówek i... ruszyliśmy do domu!
Do Star Horses dotarliśmy po godzinie 22.00. Ziewając (znowu!) wysiadłam z auta. Zaczęłam tłuc się razem z Wezem i Flamingiem do boksów, ale na szczęście przyszła Noj i nam pomogła. Byliśmy w domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|