|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Bix
Dołączył: 22 Lis 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:18, 02 Mar 2011 Temat postu: stare treningi z sc |
|
|
Nightmare stała właśnie w boksie zewnętrznym, pijąc zawzięcie wodę. Nie tylko jej przeszkadzają upały. Podeszłam do niej i poczekałam, aż skończy.
Łaskawie uniosła łeb, spoglądając na mnie pytająco. Poklepałam ją po smukłej szyi i włożyłam biały kantarek sznurkowy. Będziemy się bawić. Dopięłam linę, oddaliłam się na parę kroków i spojrzawszy na klacz, zaczęłam się cofać tyłem.
- No, chodź.
Poszła. Wolniutkim stępem, krok za krokiem. Właśnie tak...
Wyprowadziłam ją na korytarz. Szła coraz pewniej. Wiedziałam, ze trzeba ją socjalizować - nie chcę, by była takim samotnikiem. Nadal trzymając ją za uwiąz, otworzyłam drzwiczki boksu Szampanki. Ta, zachęcona cmoknięciem, wystrzeliła na korytarz. Poklepałam ją. Halter już miała, a do niej liny mi nie potrzeba. By Mara nie czuła się gorsza, podeszłam znów do niej i głaskałam ją po pysku. Traciła mnie łbem, na co tylko pocałowałam ją w nos i ruszyłam przed siebie. Obie klacze poszły za mną.
Przy drzwiach zdjęłam z balustrady wcześniej przygotowana podkładkę ze strzemionami dla Magnum. Włożyłam ją klaczy i dosiadłam, nadal trzymając linę Mary.
Od mojej delikatnej łydki Szampanka ruszyła stępa. Pozwoliła młodszej się znacznie wyprzedzić.
Na miejsce zabaw wybrałam trawiasty parkur. Odpowiednio wcześniej wyłączyłam zraszacze.
Na miejscu płynnie zsunęłam się z magnumowego grzbietu. Nightmare stała opodal.
W swobodnej pozie usadowiłam się na ziemi. Mój wzrok prześlizgiwał się po otoczeniu, mijając co chwilę czarną jak noc Marę. Stała nadal bez ruchu. Szampanka dawno się oddaliła, by zajadać trawę.
Zaczęłam się miarowo kołysać, jakbym tańczyła na siedząco do jakiejś melodii, która tylko ja słyszałam. Po chwili powolutku wstałam, wciąż 'tańcząc'. Klacz śledziła mnie wzrokiem - czułam to.
Podchodziłam do niej po dużych łukach, raz po raz się oddalając. W końcu, kiedy już-już miałam być koło niej, zmieniłam kierunek i podbiegłam do Magnum.
Na reakcję długo nie czekałam.
Mara uniosła ogon zaciekawiona, kiedy spojrzałam na nią przez ramię, głaszcząc Magi. Jeden krok, drugi...
Po kilku długich sekundach była na wyciągniecie ręki.
Odwróciłam się wtedy. To było dobre posunięcie. Podeszła do końca. Pogłaskałam ją, mówiłam uspokajająco. Szampanka także się zainteresowała. Przez chwilę obie prowadziły niemą konwersację.
Zaskoczenie! Czyli jest nić porozumienia. W szopie miałam zabawki. Zostawiłam klacze, a sama po nie poszłam. To były typowe rzeczy do odczulania.
Najlepiej zacząć od piłki - to Magnum lubi, a Nightmare się szybko nauczy.
Kiedy wróciłam, stały nadal. Bez wahania kopnęłam lekko piłeczkę w ich stronę. Co było pewne - Mara się spłoszyła, zwiała od straszaka. Ale nie Magnum! Pochyliła łeb, traciła zabawkę nosem.
Nie minęło trzydzieści sekund, a już bawiła się w najlepsze. Mara patrzyła z niedowierzaniem. To dobra metoda wychowawcza - skoro starsza, najważniejsza klacz się nie boi - ba! cieszy się - to znaczy, że to chyba nie gryzie...
- No, dalej, zobacz jakie to fajne - szeptałam pod nosem.
Moja mroczna wychowanka zrobiła nieśmiały krok, po czym znów się cofnęła. Uznałam, ze nie będę się mieszać. Magnum za to przeciwnie - wiedziała, co robić.
Kopnęła noga piłkę tak, ze potoczyła się w stronę czarnej.
O radości! Nie uciekła, tylko przybliżyła się, zainteresowana. Powąchała obiekt. Trąciła nosem... i odskoczyła.
To próba - myślałam - jeśli się na nią nie rzuci, to wszystko będzie w porządku.
Jak łatwo było się domyślić, piłka nie miała zamiaru rzucić się na klacz. Uspokojona (Nightmare, nie piłka) ponownie ja dotknęła. No, to teraz będzie zabawa.
Oczywiście - była. Marcantka uznała za stosowne się wtrącić, podbiegła więc do Night i radośnie wyrwała jej zabawkę. Ta nie została starszej koleżance dłużna - natychmiast puściła się za nią biegiem. Bawiły się przezabawnie. Śmiałam się w głos, kiedy Magi tak kopnęła piłkę, że przeleciała młodszej miedzy przednimi nogami, a ona zabawnie pochyliła łeb, by ją zobaczyć. Postanowiłam, ze się dołączę.
Piłki im nie zabierałam, robiłam tylko sztuczny tłum - biegałam dokoła, machałam rękami. Chciałam, by Mara przyzwyczajała się do stajennego gwaru. Obracała się za mną z konsternacją, szybko jednak zaczęła znów się bawić.
Po długiej rozrywce obie wszystkie się zmęczyłyśmy. Padłam z radością na trawę i zamknęłam oczy. Poczułam, ze coś się koło mnie kładzie. Byłam pewna, ze to Magi - otworzyłam oczy, by ją pogłaskać, ale to była Mara. Tak się ucieszyłam, ze nabiera zaufania! Magnum właśnie kładła się przy mnie z drugiej strony.
Uniosłam się na łokciach. Obie były bardzo zakurzone.
- O, co to, to nie!
Wstałam zdecydowanie i zachęcałam je do tego samego. Powiodło się po dobrych dziesięciu minutach - tak się rozleniwiły...
Po tych eskapadach zaprowadziłam je na plac z kranem, celem umycia. Nie było to proste, z trudnego zadania wyszłam cała mokra, a klacze zadowolone z siebie.
- Spisek - mruknęłam, wykręcając koszulkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Bix
Dołączył: 22 Lis 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:18, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Miałam dziś bardzo ambitny, jakże kreatywny plan. Otóż: zabieram Magnum, która jest brzemienna, oraz Marę, która jest nieprzewidywalna, na spacer. Brzegiem morza. Jak w bajce.
By wypełnić mój plan należycie, musiałam dobrze się przygotować. Odpowiednio krótkie spodenki to ochrona przed falami. Spięte włosy to obrona przed wiatrem. Siebie łatwo ochronić. Teraz trudniejsze - zapanować nad końmi.
Wyczyściłam dokładnie klaczki (ale o kopytach zapomniałam...), dziękując Bogu, że mamy słabe zasolenie w naszym morzu. Obie dostały kantarki sznurkowe - Magi czarny, Nightmare biały - by odcinały się kolorystycznie. Do kantarków - linki czterometrowe. Zwinęłam je na jakiś metr, by klacze były blisko, ale też by mieć zapas - w razie czego rozwinę.
Tak uzbrojona wyprowadziłam klacze w stępie na dziedziniec. nightmare nerwowo dreptała.
- Co jest..?
Szybko odkryłam powód - w kopycie, które zapomniałam wyczyścić, tkwił kamyczek - pewnie gniótł niemiłosiernie. Uporałam się z tym szybko. Tylko ja mogę chodzić z głową w chmurach do tego stopnia, by zignorować tak istotną czynność... no nic.
Przedłużyłam nieco moje interaktywne linki i ruszyłam żwawym krokiem. Klacze poszły za mną, szybkim, energicznym stępem. Słyszałam rytmiczne uderzenia podkutych końskich kopyt uderzające w stajenny dziedziniec, wylany betonem. Raz, dwa, trzy, cztery, raz, dwa, trzy, cztery... wyraźne takty ostro przebijały ciszę błyskawicami dźwięków. Raz, dwa, trzy, cztery...
Przyspieszyłam kroku na modłę cichej muzyki, która rozbrzmiewała w mojej głowie. Teraz obie przeszły w kłus. Miło było biec. Beton przemienił się w trawę pastwisk. Dźwięk kopyt zagłuszyła miękka ziemia. Jakby w zwolnionym tempie widziałam, jak źdźbła uginają się potulnie pod naciskiem podków. Ciepły wiatr smagał bez przerwy moje włosy (które dawno przestały być dokładnie związane) i grzywy klaczy. Szybko dotarłyśmy do bramy. Nie była to ta, która prowadzi w las, ale przeciwnie - prowadząca na morze. Po jej przekroczeniu trawa ciągnęła się wraz z mami jeszcze jakieś trzysta metrów, potem stopniowo przerodziła się w piach. Fale majaczyły w oddali, migając blikami światła rzucanymi przez słońce na targaną wiatrem wodę. Podświadomie czułam już sól w powietrzu.
Promienie słońca bezlitośnie okalały moja bladą skórę. Wraz z Magi i Marą zbiegłam ze wzgórza porośniętego pojedynczymi kępkami roślinności. Dookoła były wydmy.
Fale były dziś, na szczęście, nie tak wielkie jak wczoraj. Bałam się trochę, ze będą płoszyły Czarną. Ale nic z tego! Dla niej liczy się zabawa.
Dotarłyśmy do brzegu. na próbę zdjęłam klapkę i zamoczyłam stopę. Woda była rozkosznie cieplutka. Jak fajnie będzie iść wilgotnym brzegiem, kiedy woda wraz z każdym przypływem będzie nam przypominała o swoim istnieniu...
Zdjęłam buty, włożyłam je do torby a w zamian założyłam te niezbyt piękne plażowe, by móc biec bez strachu o ostre kamienie. To samo zrobiłam z linkami - uznałam, że dziewczyny spokojnie mogą iść same. W razie czego chwycę którąś za kantar.
Zatem szłyśmy. Momentami rozpędzałam się bardziej, a Magi i Mara przechodziły w wolny galopik. Kiedy miałam dość, Szampanka, która zna mnie tak dobrze, także zwalniała, a Mara szła, za jej przykładem, również wolniej. Pilnowałam, by utrzymywały odpowiednie tempo.
Pod pokonaniu sporego dystansu postanowiłam już wracać. Wróciłyśmy na suchy ląd. Zmieniłam buty i wolno poszłyśmy w kierunku stajni...
_________________
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bix
Dołączył: 22 Lis 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:18, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Miałyśmy pojechać do Fuksji, by odebrać 3 z tamtejszych koni. Jednym z nich była Mara, koń którego znałam bardzo dobrze. Z Star Horses pojechałam do Centralnej, a stamtąd do Fuksji właśnie. Wysiadłyśmy z samochodu, utworzyłyśmy go i zaczęłyśmy wyciągać z boksów konie. Kara jakby mnie rozpoznała, ale nie była zbyt ufna. Konie wyciągnięte różnymi smakołykami, które dla nich przygotowałyśmy, wyszły ze swoich boksów i po wielu próbach, jakoś weszły do przyczepy.
Podróż minęła szybko. Chmura i Tempus zostały w Centralce, a Mara pojechała ze mną do Star Horses. Była zdenerwowana, strasznie się kręciła, kopała w drzwi. Gdy otworzyłam drzwi, klacz wyskoczyła z przyczepy ciągnąc mnie za sobą. Musiałam ją baardzo mocno trzymać. Skakała wokół mnie, caplowała, wierzgała. Wszystkie konie zainteresowały się tym całym zamieszaniem. Kara robiła dużo hałasu. Nie wiem jak, ale udało mi się ją w całym kawału zaprowadzić do boksu. Wbiegła do niego z uwiązem, musiałam przymknąć drzwi i ją jakoś złapać, a potem wziąć uwiąz. Mała miała bardzo rozbiegane oczy, wpadła w lekką katatonie. Zasłoniłam częściowo jej boks i zakazałam wstępu do stajni. Musiała teraz wypocząć.
Przyszłam do niej dopiero gdy zadawałam siano. Dostała je jako pierwsza. Następnie rozdałam reszcie koni, a na koniec weszłam do boksu arabki i usiadłam sobie. Była spięta, obserwowała mnie, jednak była także głodna i zjadła swoją całą porcję siana. Wypiła też dość sporo wody. Siedziałam z nią może 20 minut, a potem wyszłam. Musi jeszcze dostać trochę czasu.
Popołudniu stwierdziłam, że mała musi zwiedzić ośrodek. Poprosiłam Karuchnę o pomoc. Wzięłyśmy ją na dwie lonże, ja jeszcze chwyciłam smakołyki i powoli poszłyśmy na nasz teren. Z wielkim zainteresowaniem oglądała inne konie, tyle koni. Padoki, pastwiska. Wszystko takie nowe, nieznane, przerażające i fascynujące. Przeszliśmy się wokół stajni, pobieżnie zwiedzając obiekty. Nie chciałam ją już dzisiaj więcej męczyć. Przeżyła wiele stresu. Odprowadziłyśmy ją do boksu.
Pod wieczór Nightmare była o wiele bardziej spokojniejsza. Powoli przyzwyczajała się do nowych zapachów, koni, widoków. Czuła się bezpiecznie w boksie, obok były inne konie, nie miała czego się bać. Miałam co do niej spore plany, ale to jeszcze nie teraz. Na razie niech śpi sobie i odpoczywa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bix
Dołączył: 22 Lis 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:19, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Mara powoli przyzwyczajała się do naszej stajni. Byłam zadowolona z postępów, jakie dokonała w tak krótkim czasie. Była o wiele bardziej opanowana. Dziś chciałam jej pokazać cały ośrodek. W tym celu najpierw wyprowadziłam ją na korytarz i porządnie wyczyściłam. Powoli, dokładnie. Lekki masaż do tego. Następnie zawołałam Karuchnę i znów wzięłyśmy klacz na dwie lonże. 1 punkt - stajnia, przechodzenie przez korytarze.
Zatrzymywała się przy każdym boksie, obwąchiwała, kwiczała, tupała noga, kręciła się. Musiała poznać każdego konia. Hm, towarzyska. Następnie poszliśmy w kierunku pastwisk. Na padokach konie zaczęły szaleć, Mara wraz z nimi. Wszyscy byli zaintrygowani tą charyzmatyczną postacią. Czworoboki, parkury, hala. Wszystko obchodziliśmy, obwąchaliśmy. Round-pen, karuzela, koło biegalni i obory. Poszliśmy również na parking, a potem na łąki. Ogólnie kara była bardzo poruszona i skakała na boki. Kolej na lasek, tam chwilę tylko byłyśmy i powrót, znów po łąkach, koło pastwisk, różnych obiektów i w końcu na basen. Arabka jednak wejść nie chciała, toteż jej nie zmuszałam. Innym razem.
Po powrocie, poprosiłam Karr o wyprowadzenie Ligii przed stajnię. Klacze widziały się z daleka. Weszłyśmy razem na padok i wypuściłyśmy je równocześnie. Zamknęłyśmy bramę i obserwowałyśmy co się wydarzy. Obwąchiwanie, kwiczenie, tupanie nogą. Mara robiła dużo hałasu, a Liga ją strofowała. Była o wiele starsza, toteż natychmiast objęła przywództwo. Już za chwilę iskały się, a potem biegły za sobą. Dwa piękne kare araby. Dwie klacze. Kłusowały i galopowały obok siebie z ogromną gracją. Płynęły nad ziemią. Fruwały. Ogromną frajdę sprawiał mi ten obrazek. Nie sądziłam, że zaakceptują się tak szybko! Co prawda każda z nich dostała parę kopów, ale jednak po ustaleniu hierarchii są szczęśliwe. Cudowne.
Powróciłam do mych klaczy po jakimś czasie. W spokoju, stępem chodziły po padoku wyjadając resztki trawy. Byłam bardzo zadowolona. Mam nadzieję, że to zaowocuje dłuższą przyjaźnią.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bix
Dołączył: 22 Lis 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:19, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Koń: Nightmare
Trener: Shame
Typ: Wyścigowy
Miejsce: Tor wyścigowy
Temp. powietrza: 10
Opis: Jak już wspomniałam musiałam się zwijać. Szybko ubrałam Night i wsiadłam na nią. W ramach rozgrzewki postanowiłam przekłusować drogę z pastwiska na tor. Dałam kaczy łydkę i po chwili dojeżdżaliśmy na tor. Tam już czekał na nas Bill na Sonte Carmen i Ben w ramach sędziego.;P
- To co słonko? Już się zdecydowałaś mnie pocałować? - zapytał ze śmiechem Bill
- Nigdy kochany:P - wprowadziliśmy konie do boksu. Nightowa bez mrugnięcia okiem, grzecznie stała w boksie startowym. Kątem oka zauważyłam, że Bill mi się przygląda. Sekundę potem bramki się otworzyły i ruszyliśmy z kopyta. Nightusia z galopu prawie natychmiast przeszedła do cwału. Łeb w łeb, Ngth i Sonte cwałowali przez dobre pół okrążenia. Wiedziałam, że Bill mi tak łatwo nie odpuści, a moja duma nie pozwalała mi przegrać. Jednpcześnie Sonte jest dużo starsza, ale i bardziej zahartowana w wyścigach. Bill był w lepszej sytuacji. Po tej połowie zaczął mnie wyprzedzać o jedną, dwie, trzy długości. Usłyszałam jego szyderczy śmiech i " Dziś Shame da mi całusa, ichaa! ". "Ooo nie!" - pomyślałam i przyspieszyłam Nighto'wą. Ta zaczeła się chyba męczyć, ale biegła wytrwale. Odległość zmniejszała się, i przy końcu pierwszego okrążenia Sonte wyprzedzała nas tylko o dwie długości:D Drugie, a zarazem ostatnie okrążenie.
- Szybciej! Szybciej!! - mówiłam do karoowatej. Pół okrążenia i Sonte wyprzedza nas o jedną, jedyną długość.
- Dobrze Nigth! Śliczny konik! - jeszcze paredziesiąt metrów i .. coś niesamowitego.
O ile pod Sonte dało się czuć jak gwałtownie przyspiesza, o tyle Black zaczął poprostu frunąć! "Nie przegram" mówiło jego ciało ! Z daleka zobaczyłam jak Ben podnosi kciuk ku górze. Dodał nam jedno okrążenie. "Haa, bawi Cię to?" - krzyknęłam, a Nighta przyspieszyła gdy wyczuła, że jestem zła. Cały czas prowadziła Sonte. Wtedy ja postanowiłam zrobić pewnien trik.
Wiedziałam, że Nigth mnie nie zrzuci, a ja czułam się na tyle pewnie, żeby wyjąć nogi ze strzemion i stanąć na cwałującym koniu.Powoli, prawa - jest! Potem druga i stałam na koniu. Moje nogi kołysały się w rytm ruchów Night'owej. Koń został maksymalnie odciążony i w szybko zaczął doganiac Sonte. Pod koniec zaczęłam wyprzedzać Billa i jako pierwsza przekroczyłam linię mety xD W życiu nie widziałam takiej miny, jak u Billa, gdy zobaczył mój ekstremalny.. nawet nie dosiad;P Gdy Black zaczął zwalniać ja dalej na nim stałam -galop, kłus, stęp... Wtedy usiadłam w siodle, moje biedne nogi zwisały bezwładnie po obu stronach konia Wink
Podjechał do mnie Bill
- Oszukiwałaś! - rzucił ze śmiechem oskarżenie
- Wszystkie chwyty dozwolone, skarbie Very Happy
Resztą sił przyłożyłam Night łydkę i postępowałam na padok, żeby koń trochę odpoczął. Gdy trzeba było zsiąść myślałam, że się załąmię.. Ale jakoś zlazłam i po szybkim czyszczeniu wpuściłam Night do boksu. Zegarek wskazywał 10.30 a ja jeszcze trzy treningi.. Musiała jednak odpocząć..Odniosłam sprzęt Nightowej i poszłam do domu odpocząć pół godziny.
Ocena: Cel. Odkryłam nową technikę dosiadu xD Stanie na cwałującym koniu xD Nightmare chyba w życiu nie rozwineła takiej prędkości, a to że wygrał z Sonte Carmen, naszą starą zwyciężczynią, jest wielkim sukcesem w jej karierze Smile)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bix
Dołączył: 22 Lis 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:19, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Pożegnałam Bumeranga i Brumbiego gorącymi całusami w chrapy i poszłam na parking by jak najwcześniej dojechać do stajni centralnej z ahory. Wzięłam torbę leżącą pod drzwiami stajni i wsiadłam do auta. Droga mijała niemiłosiernie długo, czas jakby stanął w miejscu, gdy wreszcie zobaczyłam budynek stajni o mało co nie podskoczyłam z radości, że zobaczę moją kochaną czarną perełkę. Zaparkowałam auto, przerzuciłam torbę przez ramie i czym prędzej pomknęłam do stajni. ‘Maaaruś kochanie’ powiedziałam czule podchodząc dość szybkim tempem do boksu kobyłki. Do stajni weszła Nojec, więc powiadomiłam ją, że ją biorę na halę. Poszłam do siodlarni zostawiłam torbę w świętym spokoju i wzięłam cały sprzęt karej ślicznotki. Kuferek ze szczotkami, lonżę, ogłowie i owijki. Jak to ja po drodze do boksu musiałam coś zgubić tym razem był to kuferek, a raczej jego zawartość która wesoło poturlała się na wszystkie strony po tym jak owe pudło chamsko się otworzyło. To co miałam w rękach położyłam pod drzwiczkami boksu, a po resztę musiałam się wrócić. Weszłam do boksu pogłaskała łam karą po głowie i szyi, po czym sięgnęłam po zgrzebło. Kulistymi ruchami czyściłam po kolei wszystkie części jej ciała, trochę się wierciła, ale nie było to jakoś specjalnie uciążliwe. Nawet nie musiałam jej zapinać na uwiąz. Na szczęście klacz nie była masakrycznie brudna, więc usuwanie zlepek zajęło mi około pięciu minut. Odkładając zgrzebło, chwyciłam za miękką włosianą szczotkę. ‘Głaskanie’ widocznie bardzo podobało się Marze, przymknęła oczy, podniosła jedno tylnie kopyta i zaczęła przysypiać. Nawet, gdy rozczesywałam ogon i grzywę nie raczyła otworzyć swoich ślicznych oczątek. Niestety sielankę przerwało podnoszenie kopyt do czyszczenia, przody poszły szybko, w tylnymi trochę się buntowała, lecz szybko się ogarnęła. Gdy była już czysta, zdjęłam kantar i ubrałam Night ogłowie. Posprzątałam sprzęt, podpięłam małej lonżę i wyprowadziłam na korytarz stajni. Droga na halę przebiegła bez problemu, nie było żadnych buntów, czy czegoś w tym stylu. Na hali czekała mnie wspaniała niespodzianka – nie było tu nikogo, hala świeciła pustką, czyli tak jak lubię najbardziej. Wyprowadziłam Nighmare na środek hali i zachęciłam ją do żywego stepa na prawo. Na początku pięknie wydłużała kroki, lecz po czterech okrążeniach widocznie jej się znudziło i niestety trzeba było trochę skorygować wykrok klaczy. Jeszcze dwa okrążenia i zmiana kierunku. Po pięciu okrążeniach wykonanych już nienagannie, postanowiłam, że skorzystam z faktu iż ktoś wcześniej miał tu chyba jakiś trening i pozostawił tu minimum cavalettki, i zaczepi sty slalom który aż się prosił by przez niego przejść. Po kilku przejściach przez drągi, a potem jeszcze niezbyt udany, lecz ładnie poprawiony slalom między pachołkami, przeszłyśmy z powrotem na środek. Poluzowałam trochę lonżę i podniosłam bacik żeby Mara zakłusowała, owszem informację o przyśpieszeniu chodu zrozumiała bardzo dobrze, lecz trochę przeholowała i ruszyła bardzo szybkim galopem. ‘Uhuhuhu..mała’ spokojny ton mojego głosu, sprawił najpierw, że skierowała swe uszy w moją stronę, opuściła łeb na dół i już po chwili rozluźniona pokonywała kolejne okrążenia wokół mnie. Kilka zmian tempa, powiększanie i pomniejszanie koła i zmiana kierunku. Szło całkiem nieźle, tym bardziej patrząc na fakt, że z klacza mam do czynienia dość krótko, ale już zdążyłam się w niej zakochać. Trochę galopu, w jedną i drugą stronę. I chwila odpoczynku – chwila wolnego stępa po całej hali. Tak puściłam ją luzem, ale najwyraźniej kłaczucha nie miała ochoty ode mnie odchodzić więc pobiegałyśmy sobie troszkę po hali, wesoło bawiąc się w gonito XD Miałam tylko jeden problem nigdy nie mogłam jej złapać ale cóż. Minęło dopiero jakieś 40 minut, więc postanowiłam wsiąść. Przywołałam do siebie Marę podpięłam wodze do ogłowia, zamach i już jestem do góry. Klacz się trochę podekscytowała, ale dałyśmy radę. Po okrążeniu hali swobodnym stępem, postanowiłam zakłusować. Mmmm jaka ona jest wygodna, wolty w narożnikach, skrócenia, wydłużanie wykroku, zmiany kierunków przez wszytsko co się dało, przejazdy przez cavaletti no i w końcu ten przeklęty slalom, a co mi tam spróbuję – takie słowa krążyły po mojej głowie. Więc dodałam łydki i .. o dziwo ani jeden pachołek nie przewalony, ani jeden whhuhuhu no to jeszcze raz, i tak pięknie 3 razy przejechałyśmy, szkoda tylko, że przy tym trzecim coś nie wyszło i jeden się przewrócił, ale to i tak dobrze. W narożnik i zagalopowanie, jak na wyścigowca przystało nie był to powolny galop, wręcz przeciwnie ledwo się trzymałam na oklep. Lecz kilka okrążeń i już było wolniej jakieś ćwiczenia i do kłusa. Znowu z opuszczoną główką <3 Już nie chciałam jej tak męczyć, pokłusowałyśmy jakieś 10 minut, a potem jeszcze prawie dwadzieścia stępa i zsiadłam. ‘Świeeetnie było, mała oby tak dalej !’ pochwaliłam klacz jednocześnie drapiąc ją za uchem. Zaprowadziłam ją do boksu i zdjęłam ogłowie, nie była mocno spocona, ale czyszczenie i tak musi być, żeby jej skóra dobrze oddychała. Porządnie wyszorowałam ją gumowym zgrzebłem zbierają jednocześnie resztki wyschniętego potu, potem mizianko włosianką i kopyta z którymi tym razem nie było najmniejszego problemu. Potem masaż, taaak, uwielbiam masować konie, a konie uwielbiają być masowane. Po godzinie pielęgnowania jej w boskie wzięłam sprzęt i poszłam po derkę. Wróciłam i jej ją założyłam, Perełka szybko wyczuła, że trzymam coś w kieszeni, i się nie myliła było to duże soczyste jabłko całe dla niej, w nagrodę, za udany trening. Jeszcze mocno się do niej przytuliłam i przyszła pora na pożegnanie się z końmi i powrót do ahory.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bix
Dołączył: 22 Lis 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:20, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Gdzie?: WSR Maver
Przyjechałam do SC cała w skowronkach. Mam szansę na adopcję Mary! Podeszłam pod jej boks. Klacz potuptała swoimi kopytkami. Ja weszłam do boksu ze szczotką w ręku. Zaczęłam gadać do klaczy a ta sobie skubała słomę. Ja ją szorowałam. Gdy wjechałam na zadek szczotką ta gwałtownie odwróciła głowę i kłapnęła zębami. Ominęłam z lekka zadek i zrobiłam jej kopyta. Klacz ładnie podawała ale czułam na sobie jej wzrok. Po osiodłaniu które przeszło dość opornie zaczęłam się zastanawiać co począć z tą gwiazdeczką. Po zastanowieniu poszłam na tor wyścigowy. Klacz jest wyścigowcem. Byśmy pojechali jedno okrążenie a potem na halę na ujeżdżenie. Wzięłam ją za wodze i poprowadziłam na odśnieżony tor. Klacz szła szybkim stępem. Wsiadłam na nią i jechałyśmy naokoło toru. Zakłusowanie. Klacz machała niecierpliwie głową i wyrywała mi wodze z ręki. Już kochanie, jeszcze tylko trzy okrążenia. Klacz wyciągała kopyta a ja się czułam dobrze. Nareszcie na niej siedzę! Po drugim okrążeniu klacz samowolnie zagalopowała. Zrobiłam nią woltę i wściekła klacz galopowała wolniej. I bryknęła. Przytrzymałam ją i robiłam wolty dopóki nie przeszła do kłusa. Postawiła uszy. Okazało się że ogląda nas cały czas Tiara. Powiedziałam jej żeby przygotowała wszystko do startu. A ja jechałam wolty w kłusie. Tiara coś krzyknęła. Podjechałam na start i... bomba w górę! Ruszyliśmy z kopyta a Nightmare podniosła uszy i zarżała. Chyba dawno nie była na torze. I nim się skapnęłam byliśmy już na mecie. Zwolniłam klacz do kłusa. Usłyszałam oklaski ze strony Tiary. Klacz zadowolona z siebie pochyliła głowę i parsknęła. Tiara nas wypuściła z toru i otworzyła halę. Night rozglądała się ciekawie po terenie. I wjechałam na literce A. Oczywiście kłusem, tak jak w programie L-1 na ujeżdżenie. Wjechałam na X i się zatrzymałam. No ma dobre zatrzymanie. Ukłon. Jedziemy dalej. Ymmm kłusem potem stęp. Wydłużyłam jej wodze żeby się mogła skupić. I w pełnym skupieniu ruszyliśmy galopem. Musiałam klacz trochę zebrać i zwolnić. Zrobiliśmy woltę. Nie! To było jajo przez całą ujeżdżalnię! Tiara się śmiała w najlepsze a ja jechałam na Marce dalszy ciąg programu. Koniec ukłon. Tiara rzuciła mi wyzwanie. Skoczyć na niej przeszkodę. No okej... Tylko mam nie patrzeć co ustawia. No to jechałam tyłem do Tiary chichotającej za moimi plecami. Mara zarżała. Czyżby lubiła skakać wysoko? Tiara powiedziała że mogę już patrzeć. Parsknęłam śmiechem gdy zobaczyłam krzyżak prawie przylegający do podłoża. Ruszyłam Nightmare do galopu a ta w pełni radości skoczyła to coś co Tiara nazwała przeszkodą. Czas kończyć. Zaczęłam jechać stępem a Tiara po nas posprzątała. Zsiadłam z odprężonej klaczy. Popatrzała na mnie z nuta wdzięczności. Ja ją pocałowałam w pyszczek i rozsiodłałam na hali. Założyłam jej kantar i dereczkę i wypuściłam na pastwisko do innych koni. Jak wracałam z hali z siodłem widziałam jak brykała. Zawołałam ją a ona odwróciła się do mnie i zarżała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bix
Dołączył: 22 Lis 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:20, 02 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Pojechałam do Nightmare na trening skokowy. Rozglądałam się po boksach gdzie zobaczę ten słodki pyszczek. I nagle z boksu z tyłu wyłoniły się nieśmiało najpierw chrapki a potem oczka i uszy. Podeszłam do niej i pogłaskałam po pyszczku. Potupała kopytem i pochyliła łebek. Otworzyłam drzwi do boksu by ją wyczyścić. Klacz stuliła uszy i ruszyła w głąb boksu. Powiedziałam jej jakieś dobre słowo. Mara podeszła parę kroków. „Tak jest jeszcze trochę! Zaufaj mi”. To ostatnie było powiedziane szeptem. Klacz nieufnie do mnie podeszła a ja ją pogłaskałam ją po nosku. Zaczęłam ją czyścić mówiąc do niej. Klacz odwróciła łepetynkę i patrzała jak jadę szczotką po jej zadzie. Zrobiłam jej kopyta i poszłam po ogłowie. Klacz się za mną obejrzała.”Chodź małpko. Dziś ujeżdżenie”. I ją osiodłałam. Potem weszliśmy stępem(?) na halę. Tam Kana ustawiała ostatnią przeszkodę i się zmyła. Niespodziewanka! Jesteśmy na hali same! Night rozglądała się ciekawie po hali. Przeszkody nie były wysokie. Inaczej byśmy się pozabijały. Ruszyliśmy kłusem. Night ładnie pochyliła łepek i zaczęła prychać. Najechałyśmy kłusem na krzyżaka i skoczyliśmy czysto. Ruszyłam do galopu i jechaliśmy na cavaletti. Też skoczone czysto. Iii jedziemy na trochę wyższą stacjonatę i tu klacz wyłamała. Ja oszołomiona wyłamaniem wyleciałam z siodła. Klacz galopowała naokoło a ja wstałam z bólem kręgosłupa. Night w końcu się zatrzymała zmęczona do ostateczności. Wsiadłam na nią z powrotem i najechałam galopem na tą samą stacjonatę. I znowu wyłamanie. I znowu na przeszkodę. Trzymałam lewą wodzę mocniej i skoczyliśmy czysto. Przeszłam do kłusa. Klacz zmęczona jechała powoli i w skupieniu. Jeszcze chwilkę kłusowaliśmy i przeszłam do stępa. Piekielnie mnie bolał kręgosłup. Zeszłam z Mary i wzięłam ją za wodze. Zdjęłam jej siodło i ogłowie. Założyłam kantar szukając wolnego miejsca na lonżowanie. Weszłam na środek i ruszyłam Night stępa. Jechała z uszami skierowanymi do mnie. I zmiana kierunku. Zatrzymałam ją dla dyscypliny. Klacz jeszcze szła więc zastosowałam”prrr” i się zatrzymała. I pogoniłam ją do galopu. Klacz położyła uszy i ruszyła cwałem a potem zmęczonym galopem. Jeszcze chwila stępa i odczepiłam jej lonżę. Wzięłam ją na uwiąz i założyłam derkę. Wypuściłam ją na pastwisko do Devaraji. Klacz radosnym brykaniem odwróciła wzrok i pocwałowała do kumpeli. A ja musiałam posprzątać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|